Obserwatorzy

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 5 "Początek kłopotów..."

-To do jutra - pocałował mnie w policzek - papa - odwrócił się 

-Papa...co? moment! Do jutra? - nie rozumiałam o co mu chodziło a on nie odpowiedział, wszedł do samochodu z wielkim bananem na twarzy i odjechał.
______________

Wstałam o 6:30, nie mam pojęcia po co tak wcześnie, budzik miałam dopiero na 7:00, zostało mi jeszcze pół godziny pięknych snów a tu co? Brutalna rzeczywistość, tak tak - muszę iść do szkoły, kolejny nudny czwartek - westchnęłam. 
Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w to i była już 7:00. Zadzwoniłam do John'a żeby przyszedł po mnie wcześniej i zeszłam zjeść śniadanie. Wzięłam z lodówki jakiś jogurt i wróciłam do pokoju, posłuchałam muzyki, spakowałam się do torby i usłyszałam dzwonek mojej komórki - John dzwonił, zrzuciłam go i zeszłam na dół. Tak jak się spodziewałam, stał już pod drzwiami.
-Hej piękna - przywitał się - rodzice wrócili?
-Hej, hej, yy szczerze? Nie mam pojęcia, teraz jakoś ich nie widziałam rano ale może wczoraj w nocy wrócili? Zresztą, co za różnica. Idziemy?
-Tak jasne.
Szliśmy do szkoły około 15. min żwawym tempem, opowiedziałam mu o tym, że byłam na koncercie wczoraj, ale nie powiedziałam mu o tym że poznałam samego Biebera - prosił mnie o to po koncercie a jednak głupio mi było zatajać część prawdy (i to tak fantastycznej) przed moim najlepszym przyjacielem.
W szkole wzięłam szybko książki z szafki na pierwszą lekcję i weszliśmy na 2 piętro, a w zasadzie doszliśmy do połowy schodów. Było tam straszne zamieszanie, krzyki i co chwila ktoś kogoś przepychał.
-Marina! Marina! - wołałam siostrę którą wypatrzyłam w tłumie - czyli jednak wrócili - pomyślałam
-O hej John! Czego chcesz Ross? - spytała podchodząc do nas
-Wiedzieć co się tu dzieje - wskazałam na tłum
-To nie wiecie? - spojrzała na nas jak byśmy się z choinki urwali i widząc nasze zdziwione miny wywróciła oczami - no tak, można się było tego po was spodziewać, więc do naszej szkoły przyszedł..uwaga, uwaga..Justin Bieber!!- Wykrzyczała jego imię strasznie głośno. Udałam z Johnem zdziwienie, znaczy ja udała a John się serio zdziwił.
-Nie gadaj - powiedziałam udając, że nie mogę uwierzyć.
-Ross! - usłyszałam, ktoś z "wielkiego tłumu" pchał się przez środek i krzyczał moje imię, poznałam ten głos. Głos który kochałam ponad życie, głos mojego idola oraz głos osoby przez którą wiedziałam że będę miała dziś ciężki dzień, głos Justina.
Wzrok dziewczyn z "wielkiego tłumu" skupił się na mnie, część spojrzeń pytających, część zirytowanych i trochę zazdrosnych.
To przesrane. pomyślałam. Przecież jak John się dowie, że nie powiedziałam mu o takiej rzeczy to mnie na miejscu zabije! Musiałam się stąd ulotnić i to jak najszybciej.
Spojrzałam niepewnie na Johna - posłał mi pytające spojrzenie. Spojrzałam na tłum - Justin zaraz się z niego wydostanie. Chciałam zbiec z powrotem ze schodów, a jednak nie mogłam się ruszyć. Czemu? Czemu nie mogłam iść? Cholera. Powiedziałam sobie w myśli. Nagle John mnie szturchnął i odzyskałam orientację, pędem rzuciłam się w dół schodów, omal nie spadając. Byłam na pierwszym piętrze, rozejrzałam się, nikogo poza paroma chłopcami, nie zainteresowanymi zamieszaniem na górze.  Pobiegłam środkiem i wbiegłam do damskiej toalety. Byłam bezpieczna - od wszelkich pytań.
Nagle mnie olśniło - John! - przecież on to BB i mój przyjaciel, jeśli tylko Jus zobaczył go rozmawiającego ze mną to spyta się gdzie jestem, John się go spyta skąd mnie zna a on mu opowie, i ja wyjdę na tą co ukrywa takie rzeczy przed BFF. No ładnie, gdyby to był ktoś inny to okey, nie przejęłabym się tak sprawą ale John uwielbiał o takie duperele strzelać fochy, jedyna rzecz jakiej u niego nie lubiłam.
Dzwonek na lekcje. Nie śpieszyło mi się jakoś, była matematyka, w normalnych okolicznościach rzuciłabym się biegiem (od 1kl pani od matmy z nieznanych mi przyczyn mnie nie lubi, więc od tego roku staram się jej jakoś zaimponować co mi nie idzie najlepiej) ale teraz byłam pewna, że korytarze są pełne piszczących dziewczyn. Poczekałam 3 minuty i udałam się na drugie piętro
       -Prze...przepraszam za spóźnienie - powiedziałam cicho, wchodząc do sali. Przejechałam wzrokiem po sali, John siedział z Maćkiem, na moim miejscu. Posłał mi spojrzenie typu: "Już wiem, szkoda, że nie od cb".
Usiadłam sama w ostatniej ławce pod ścianą i wyjęłam książki.
-A zatem,  kontynuując to co mówiłam zanim ktoś mi przerwał - spojrzała na mnie znacząco a ja jedynie wzruszyłam ramionami - będzie do naszej klasy uczęszczał nowy uczeń, szczególnie żeńskie grono powinno wiedzieć kto to - uśmiechnęła się...o ja pierdziele! Ta baba umie się uśmiechać, przeżyłam wtedy taki szok, że nie zauważyłam jak Justin wszedł do klasy, dopiero piski dziewczyn mnie wybudziły z transu.
Justin po krótce się przedstawił i spojrzał na panią, która jak gdyby nigdy nic pożerała go wzrokiem. Aż zebrało mi się na wymioty.
- Dziękujemy panie Bieber, dziś niestety będziesz musiał siedzieć z Rosalie,- "niestety" wypowiedziała ze strasznym naciskiem i  spojrzała na niego przepraszającym wzrokiem - tam na końcu ale jutro będziesz mógł sobie wybrać miejsce - uśmiechnęła się do niego "uroczo" a moje odruchy wymiotne się wzmogły, to było ohydne, a już na pewno w jej wykonaniu.
- nie ma problemu - uśmiechnął się - tak się składa, że Ross to moja...- zastanawiał się chwilę - bliska przyjaciółka. Pani od matmy oczy o mało nie wyszły z orbit, tak samo jak reszcie klasy, i wszyscy jak jeden mąż utkwili we mnie spojrzenie, spróbowałam zjechać jak najgłębiej pod ławkę, ale to nic nie dało - Wyjeżdżałam z drugiej strony!
Justin zbliżył się powolnym krokiem do mojej ławki i usiadł koło mnie.
Jak byłam w łazience, postanowiłam, że spróbuję traktować go jak zwykłego gościa, i opanuje moje instynkty Belieberki oraz powstrzymam chęć rzucenia się na niego i zdarcia mu ciuchów z ciała
-Czemu przede mną uciekłaś? - spytał szeptem
-Ciiii, staram się wyrobić opinię u tej cholernej baby więc milcz! - krzyknęłam szeptem i przesłodko się uśmiechnęłam, a on podniósł rence w geście obronnym szepcząc "okej" i przez prawie całą lekcje milczeliśmy, oboje z tego samego powodu - przysypialiśmy.
Zadzwonił dzwonek, i zaczęła się przerwa. Spakowałam moje rzeczy i już miałam wychodzić ale Justin mnie zatrzymał.
-Pogadamy? Gdzieś, gdzie jest cicho? - spytał
-Okey ale szybko.
-Wiesz gdzie tu może być cicho? Bo za mną cały czas chodzą fanki - westchnął wyszliśmy z sali a on dalej mówił - bardzo je wszystkie kocham i w ogóle ale to denerwujące - spojrzał na mnie szukając pocieszenia, ale nie wiedziałam jak go pocieszyć.
-Przyzwyczają się w końcu - nie mam pewności czy miałam rację, ale chyba tak bo trochę się rozchmurzył.
Zatrzymał się nagle a ja w raz z nim, spojrzałam się na niego pytająco a on rozłożył ręce, podeszłam powoli i mocno go przytuliłam.
Chwile potem byliśmy w szatni w małym schowku woźnych...

_______________________
Hej wszystkim! Dawno nie było nic nowego ale wydaje mi się, że ten rozdział jest nawet okey :p
Bardzo was proszę o komentowanie...sama jak czytam jakiegoś bloga to omijam to co jest pod kreską, przyznaję się, ale zawsze komentuję, poza tym chciałabym wiedzieć czy to co piszę KOMUKOLWIEK się podoba a jeśli nie to co powinnam zmienić, żeby zaczęło

3 komentarze:

  1. Długo czekałam na ten rozdział ale było warto :D
    czekam na nn..

    Wierna czytelniczka .:)

    OdpowiedzUsuń
  2. SIEMKA ZOSTAŁAŚ NOMINOWANA NA MOIM BLOGU

    http://klaudiafilip8.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń